KONFERENCJA SZKOLENIOWA

KONFERENCJA  SZKOLENIOWA

z zakresu  Piłki  Siatkowej  dla  nauczycieli Wychowania Fizycznego !

Koordynator wojewódzki Siatkarskich Ośrodków Szkolnych zaprasza wszystkich chętnych nauczycieli WF

na Konferencję Szkoleniową, która odbędzie się :

termin –  14.11.2016r.   godzina –  16.oo

miejsce –  sala sportowa ” D ” w PG nr 5 K – Kożle, Mieszka I 4 ( Osiedle Piastów ).

Temat zajęć praktycznych :

” Piłka Siatkowa  –  TECHNIKA  UŻYTKOWA  W  GRZE „.

Prowadzący : Miłosz Majka  –  trener SMS w Szczyrku.

Z poważaniem

Koordynator wojewódzki S.O.S. dziewcząt

Lucjan  Krakowczyk

Małgorzata Kożuch: nie mogę uwierzyć w to co się stało

ddbb3e0e25d8104719af759202b2d3d5

Zespół Pomi Casalmaggiore zdobył w miniony weekend złoty medal Ligi Mistrzyń, pokonując w finale 3:0 faworyzowany Vakifbank Stambuł. – Takiego scenariusza i rozstrzygnięcia turnieju finałowego w Montichiari nie wymyśliłby nikt – nie ukrywała radości była atakująca zespołu Atomu Trefla Sopot Małgorzata Kożuch.

ORLENLIGA.PL: Historyczny sukces stał się faktem i Pomi Casalmaggiore zdobyło złoty medal Ligi Mistrzyń. To fantastyczny dzień dla pani klubu.
MAŁGORZATA KOŻUCH: Nadal nie mogę uwierzyć w to, co się wydarzyło na parkiecie i czego właśnie dokonałam z zespołem. W tym sezonie pracowałyśmy bardzo ciężko i grałyśmy wiele spotkań, ale nasza gra nie zawsze zachwycała. Miałyśmy jako zespół różne fazy – gorsze i lepsze. Ale takiego scenariusza i finału rozgrywek Ligi Mistrzyń nie wymyśliłby chyba najlepszy scenarzysta. Wszystko zaczęło się od naszej rywalizacji grupowej, gdzie musiałyśmy się zmierzyć z silnymi rywalami ze Stambułu oraz Polic. Zajęcie w takiej grupie miejsca premiowanego awansem do dalszej fazy było nie lada wyzwaniem. Owszem, w tym turnieju byłyśmy gospodyniami i uniknęłyśmy eliminacji. Jednak, aby dojść do zwycięstwa, na naszej drodze spotkałyśmy dwa mocne zespoły. Nikt na nas nie stawiał, a już wczorajszy wynik 3:0 z Dynamem Kazań był tylko preludium do kolejnej niespodzianki na parkiecie w meczu z Vakifbankiem. Wydaje mi się, że naszym atutem była dynamika i energia w tym spotkaniu. Byłyśmy niesione dopingiem kibiców, a do sukcesu przyczynił się cały sztab szkoleniowy i osoby, które być może na codzień nie są na pierwszym planie. Miałyśmy przekonanie, że wszyscy w nas wierzą i każda kolejna udana akcja niesamowicie nas nakręcała.

Vakifbank Stambuł dysponuje ogromną siłą ataku, która dzisiaj została dość szybko zamortyzowana przez pani zespół. Pomijam doskonałe statystyki w przyjęciu, ale ilość ataków wyprowadzonych z kontry odebrałaby chęć do gry najsilniejszym zespołom tego świata.
MAŁGORZATA KOŻUCH: Cieszę się, że wreszcie ktoś to zauważył. To prawda, że gramy fantastycznie w obronie, ale wielu obserwatorom ten fakt umyka. Na tym poziomie każdy zespół broni fenomenalnie, bo przecież spotykają się tutaj najsilniejsze ekipy z europejskich czempionatów. Muszę jednak dodać, że pod tym względem liga włoska i gra w niej niesamowicie procentuje. Włoska siatkówka słynie z dobrze organizowanej defensywy i nasze wymiany ligowe trwają bardzo długo. Nauczyłam się we Włoszech bardzo dużo cierpliwości i mam świadomość, że punktów nie zdobędzie się na tym poziomie raczej po pierwszej wymianie. Takie sytuacje zatem mnie nie zaskoczyły, ponieważ poziom ligi w tym sezonie znacznie się podniósł. Miałyśmy dzięki rozgrywkom w kraju dobre przygotowanie do turnieju. Jako zawodniczka sporo się ponownie tutaj nauczyłam i moje koleżanki powtórzyłyby to samo. Najbardziej jednak cieszy mnie to, że wszelkie wnioski przełożyły się na doskonałą grę na parkiecie.

Odchodząc trochę od strony siatkarskiego rzemiosła, warto podkreślić też stronę mentalną. To arcytrudne zadanie dla mniej doświadczonego zespołu Pomi Casalmaggiore przeciwstawić się etatowemu uczestnikowi turniejów finałowych – Vakifbankowi Stambuł. Patrząc na budżet rywala, nazwiska ze światowego topu ciężko jest nie przegrać takiego spotkania w szatni.
MAŁGORZATA KOŻUCH: To prawda i chyba właśnie świadomość tego, że nie jesteśmy faworytem, paradoksalnie nas odblokowała. Bardzo mocno pracuję również nad sferą mentalną, bo przekonałam się, że dobra gra nie jest wystarczająca. Psychika odgrywa kluczową rolę. Mam swojego mentora, szkoleniowców i jestem bardzo otwarta na wszelkiego rodzaju wskazówki na parkiecie i poza nim. Staram się robić wszystko w imię jeszcze lepszej gry. Najważniejsze dla mnie jest bycie na parkiecie „tu” i „teraz”, czyli skupianie się na aktualnych wydarzeniach na parkiecie. Kiedyś pewnie dłużej analizowałabym sytuacje, które się wydarzyły i w wyniku tego mogłabym przegrywać kolejną akcję. Na parkiecie koncentruję się na danej piłce, a nie rozpamiętuje szczególnie, co zrobiłam źle w poprzedniej akcji. Czy mogę to zmienić? Oczywiście, że nie, a trzeba grać dalej i wyczekiwać kolejnej akcji. Takie zmagania w głowie na parkiecie nie są łatwe, szczególnie jeśli zawodniczce na parkiecie nie idzie i musi walczyć sama ze sobą. W takich momentach z Vakifbankiem myślałam o kolejnej akcji i byłam przekonana, że na pewno mi się powiedzie. O tej nieudanej nie myślałam i nie roztrząsałam jej za bardzo. Taką zasadą się kieruje i takie myślenie jest dla mnie bardzo ważne. Nie tylko w siatkówce, ale również w życiu.

M.Sz.

Prezes ZAKSY: mamy ogromny apetyt na złoto

ddbb3e0e25d8104719af759202b2d3d5

– W drużynie jest „team spirit”, widać, że chłopaki bardzo dobrze rozumieją się między sobą, siatkówka ich bawi i cieszy – mówi Sebastian Świderski, podsumowując rundę zasadniczą PlusLigi. Pytany o wzmocnienie składu w przyszłym sezonie, odpowiada: to decyzja sztabu szkoleniowego.

PLUSLIGA.PL: Zakończył się sezon zasadniczy PlusLigi, nietypowy w tym roku, bo promujący zwycięzców do finału. Jak wyglądał z punktu widzenia prezesa ZAKSY Kędzierzyn-Koźle?
SEBASTIAN ŚWIDERSKI: Dla ZAKSY był to bardzo udany i szczęśliwy czas. Zajęliśmy pierwsze miejsce, zagramy w wielkim finale i jesteśmy z tego powodu bardzo zadowoleni. Patrząc wstecz, nie przypominam sobie, żeby któraś z drużyn zdobyła aż tyle punktów w rundzie zasadniczej. Wielkie brawa dla chłopaków. Mamy już srebrny medal, ale też mamy ogromny apetyt na to, by powalczyć o złoto. Tym bardziej, że zmierzymy się z Rzeszowem, aktualnym mistrzem Polski. Wiemy, że nie jesteśmy tak doświadczonym zespołem jak oni, nie zdobyliśmy tylu tytułów co oni, ale mamy swoje atuty. Rywalizacja rozpoczyna się od zera, ale startujemy przed własną publicznością. Zostały jeszcze dwa tygodnie ciężkiej pracy i na pewno będziemy dobrze przygotowani. W międzyczasie Asseco zagra Final Four Ligi Mistrzów, życzymy im wszystkiego najlepszego i czekamy na nich 21. kwietnia.

Powiedział pan „tym bardziej że zagramy z Rzeszowem”. To wygodniejszy przeciwnik niż Skra Bełchatów?
SEBASTIAN ŚWIDERSKI: Biorąc pod uwagę historię wyłącznie trwającego sezonu, tak można by powiedzieć, bo wygraliśmy z nimi dwa razy, a ze Skrą i LOTOSEM – nie. To jednak nie ma najmniejszego znaczenia! Tym bardziej, że Resovia jest drużyną, która nigdy się nie poddaje. W ostatnich latach przekonaliśmy się o tym bardzo boleśnie, bo przegraliśmy z nimi i finał, i półfinał, i batalię o 3. miejsce. Dwa lata temu byliśmy już jedną nogą w finale, ale niestety odpadliśmy (ZAKSA wygrała dwa spotkania w Rzeszowie, by kolejne trzy przegrać – red.). Nie jest to więc wygodny dla nas przeciwnik. Mają środki do tego, by wygrywać. Przede wszystkim, mają potężny, kompletny skład.

Świetną passę ZAKSY zmąciła nieco porażka w finale Pucharu Polski ze Skrą. Jakie wnioski wyciągnęliście z tamtego meczu?
SEBASTIAN ŚWIDERSKI: Przede wszystkim, że trzeba skupiać się na sobie, swojej grze. Ta jedna kłótnia, czerwona kartka i całe zamieszanie z tym związane być może wpłynęły na końcowy rezultat. Nabyliśmy też doświadczenia, bo ten zespół, w takim zestawieniu zagrał tak naprawdę pierwszy pojedynek na tak wysokim poziomie. Jeśli chodzi o finałową batalię, każdy mecz należy zaczynać jak nową historię, nie można rozmyślać o tym, co było, albo co będzie.

To doświadczenie Resovii, o którym pan wspomniał będzie ich największym atutem w konfrontacji z ZAKSĄ?
SEBASTIAN ŚWIDERSKI: Na pewno tak, plus, tak jak mówiłem wcześniej, ilość zawodników.

ZAKSA także posiada niezłą ławkę rezerwowych.
SEBASTIAN ŚWIDERSKI: Ale nie możemy rotować zawodnikami tak dowolnie, jak Rzeszów. U nich na trybunach siedzi dwóch graczy, którzy w innych klubach spokojnie mogliby grać w pierwszych szóstkach. Świadczy to o sile zespołu z Rzeszowa. Natomiast nazwiska nie grają, a boisko zweryfikuje wszystko, bo grają ludzie i przede wszystkim – drużyna. Jeśli jest na boisku „team spirit”, daje to wielką przewagę, dodatkowy walor. My ten „team spirit” mamy, widać, że chłopaki bardzo dobrze rozumieją się między sobą, siatkówka ich bawi i cieszy. Dodatkowo, ciężko pracując nie mają takiego „przymulenia” związanego z natłokiem gry. A to także jest istotne.

Awansując do finału wywalczyliście udział w Lidze Mistrzów. Myśli pan już o kolejnym sezonie i ewentualnych wzmocnieniach?
SEBASTIAN ŚWIDERSKI: Pierwszy cel na ten sezon, czyli awans do wielkiego finału został już zrealizowany, a co za tym idzie, zagramy też w Lidze Mistrzów. Na razie jednak czekamy na oficjalnie potwierdzony nowy regulamin tych rozgrywek, bo Liga Mistrzów to także olbrzymie nakłady finansowe. Dlatego chcemy wiedzieć jak dokładnie będzie wyglądała rywalizacja, bo musimy znaleźć pieniądze na udział w pucharach. To nie jest tak, że na Lidze Mistrzów się zarabia. W siatkówce, tak przynajmniej było dotąd, a mocno liczę, że w najbliższej przyszłości to się zmieni, trzeba było do niej dość dużo dokładać. A w dzisiejszych czasach nad każdą wydaną złotówką trzeba dwa razy się zastanowić, żeby dobrze ją wydać.

Jeśli chodzi o wzmocnienia, o tym decyduje sztab szkoleniowy – czy kogoś zmienić, czy ewentualnie wzmocnić którąś pozycję.

Jest realna szansa, żeby ZAKSA jeszcze bardziej się wzmocniła?
SEBASTIAN ŚWIDERSKI: Jeśli podziękujemy dwóm zawodnikom, to dwóch na podobnym poziomie możemy zatrudnić. Budżet cały czas jest taki sam. Mówiąc już zupełnie serio, na tę chwilę mamy zagwarantowaną umowę z Grupą Azoty jeszcze na dwa lata, co daje nam spokój i komfort pracy. Nie wiem czy będziemy się wzmacniać. Może zrobimy jakieś pojedyncze ruchy, bo niektórym zawodnikom kończą się kontrakty. Ostateczny głos, tak jak wspomniałem, należy przede wszystkim do trenera. Taką mamy zasadę, że trener daje swoje propozycje, a dopiero potem ja wchodzę do negocjacji. Tak było w zeszłym roku i wydaje mi się, że do dobry układ, bo każdy odpowiada za swoją „działkę”.

Mnóstwo pochwał zebrał w tym sezonie Benjamin Toniutti. Zgadza się pan z ogólnie panującą opinią, że stanowi on połowę wartości zespołu?
SEBASTIAN ŚWIDERSKI: Coś w tym jest. Francuz ciągle udowadnia, że jest aktualnie jednym z najlepszych, jak nie najlepszym rozgrywającym na świecie. Przede wszystkim, on bawi się siatkówką. W każdym meczu gra praktycznie inaczej. Na pewno jest mózgiem drużyny, każdy rozgrywający powinien nim być. Dodatkowo, ma bardzo dobry kontakt z trenerem, byłym rozgrywającym przecież.

Słyszałam, że jest prawdziwym przywódcą drużyny?
SEBASTIAN ŚWIDERSKI: Tego nie wiem, bo przyznam szczerze, że nie wchodzę do szatni. Jak już miałbym tam wchodzić, to w jakimś celu, a nie tylko po to, by zobaczyć jaka jest atmosfera. Nie przeszkadzam sztabowi szkoleniowemu i drużynie w żaden sposób, bo mamy sobie pomagać, nie przeszkadzać. Na pewno natomiast Benjamin jest super facetem, człowiekiem, z którym spokojnie można porozmawiać, bo jest otwarty na wszelką współpracę. Jest fajnie poukładany i przede wszystkim, w stu procentach profesjonalny. ZAKSA bierze udział w wielu projektach marketingowych i do tej pory nie usłyszałem z jego ust jakiejkolwiek odmowy, podobnie zresztą jak od każdego z chłopaków.

Pytam nie bez kozery, bo chodzą słuchy, że o Toniuttiego upomina się włoska Modena. Oddacie go?
SEBASTIAN ŚWIDERSKI: To już nie od nas zależy, bo finansowo na pewno nie bylibyśmy w stanie z nimi rywalizować. Jeżeli zaproponowaliby mu podobne pieniądze, jakie w tym roku zarabia Bruno, to my do tej sumy nawet się nie zbliżymy i w takiej licytacji nie będziemy startować. To jest praca menadżerów i zdaję sobie sprawę, że oni robią wszystko, by ich podopieczni zarabiali jak najwięcej. Z tego choćby względu, że im większa suma kontraktu, tym większa prowizja dla nich. Jeśli Ben się dobrze tutaj czuje i będzie chciał, to zapewniam, że usiądziemy do rozmów, zobaczymy jakie są jego warunki i zrobimy wszystko, by zatrzymać go w ZAKSIE. Jeżeli nie, to trudno, będzie nam bardzo przykro z tego powodu.

 

Ferdinando de Giorgi: Buszek to ważny zawodnik w mojej drużynie

ddbb3e0e25d8104719af759202b2d3d5

 

Trener Ferdinando de Giorgi podsumował sezon zasadniczy w wykonaniu swoich podopiecznych z ZAKSY Kędzierzyn-Koźle. Przyznał, że jest bardzo zadowolony z postawy Rafała Buszka w ostatnich meczach. – Pokazał, że jest równie dobrym przyjmującym, jak pozostali gracze na tej pozycji.

Sen się spełnił
– Podeszliśmy do sezonu z marzeniami i z chęcią by rzucić wyzwanie najlepszym. Wystąpimy w finale PlusLigi więc nasz sen się spełnił. Moim zawodnikom należą się gratulacje. Jestem z nich bardzo zadowolony, zasłużyli na walkę o złoty medal. Zrobimy wszystko, by go wywalczyć – powiedział Ferdinando de Giorgi, podsumowując rundę zasadniczą w wykonaniu ZAKSY. Jego podopieczni bezapelacyjnie byli najlepszą ekipą tej części zmagań, którą skończyli z przewagą jedenastu oczek na drugą w klasyfikacji Asseco Resovią Rzeszów.

Toniutti? Zostanie…
– Po pierwsze, Benjamin ma ważny kontrakt. Po drugie, myślę, że on czuje się w klubie bardzo dobrze, jest zadowolony z trwającego sezonu i z udziału w szerszym projekcie, w jakim uczestniczy ZAKSA. Jesteśmy jedną z dwóch najlepszych drużyn w kraju, w przyszłym sezonie zagramy w Lidze Mistrzów. Moje odczucie jest takie, że Francuz zostanie w ZAKSIE na kolejny rok – ocenił Włoch.

Dodał, że pieniądze jakie ewentualnie mogłaby zaoferować włoska Modena, stanowiłyby istotną kwestię, ale tylko wtedy, gdy różnica w propozycjach byłaby naprawdę wielka.

Deroo przemęczony, Buszek cenny
– Sam Deroo nie jest kontuzjowany. To zwykła sprawa przeciążeniowa, rodzaj przemęczenia. Zawodnik poczuł jakiś mały ból w mięśniach – poinformował trener ZAKSY, podając powód absencji belgijskiego przyjmującego w spotkaniu z Indykpolem AZS Olsztyn.

– A ponieważ nie było potrzeby, by zagrał z Olsztynem, daliśmy mu odpocząć. Nie było sensu ryzykować jego zdrowia, bo w finale potrzebujemy czternastu zdrowych zawodników.

Miejsce Deroo w pierwszej szóstce zajął Rafał Buszek i zaliczył kolejne dobre zawody. – Potwierdził swoją przydatność w drużynie. W ostatnich meczach pokazał, że jest równie dobrym przyjmującym, jak pozostali gracze na tej pozycji. Tak naprawdę, nieważne który zawodnik rozpoczyna grę, ale kto kończy mecz – ocenił de Giorgi.

– Jeśli chce się wygrywać medale, trzeba mieć, przynajmniej moim zdaniem, trzech równorzędnych zawodników na przyjęciu. Rafał to bardzo ważny gracz w mojej drużynie. Ma niezwykle profesjonalne podejście do pracy, dobrą technikę, a przy tym zwyczajnie jest bardzo fajnym człowiekiem – pochwalił reprezentanta Polski.

Ciężka praca
Aktualnie siatkarze ZAKSY Kędzierzyn-Koźle ciężko pracują nad finałową dyspozycją, na swoim obiekcie. Pod koniec tygodnia sztab szkoleniowy podejmie decyzję czy drużynie potrzebny jest mecz sparingowy. – Jeśli miałby być, to na pewno tylko jeden – stwierdził opiekun kędzierzynian, nie kryjąc, że już nie może doczekać się finałowej rywalizacji z obrońcą tytułu mistrza Polski.

M.Sz.

Lebedew na kolejne dwa lata w Jastrzębiu

ddbb3e0e25d8104719af759202b2d3d5

Klub z Jastrzębia Zdroju właśnie poinformował, że przedłużył umowę z trenerem Markiem Lebedew. Nowy kontrakt australijskiego szkoleniowca będzie obowiązywać przez najbliższe dwa lata.

– Jestem bardzo zadowolony z pracy z zespołem. Chcę kontynuować pracę, którą zaczęliśmy w tym sezonie. Jestem pewien, że klub będzie w stanie zapewnić warunki, w których będziemy mogli kontynuować ten projekt. Czuję się dobrze w tym mieście, w tym klubie oraz w tej lidze. Dla mnie i dla mojej rodziny była to łatwa decyzja – komentuje 49-letni trener.

– Biorąc pod uwagę warsztat trenera, wykonaną dotychczas pracę w obszarze budowy drużyny, a także konieczność kontynuacji tej pracy w kolejnych latach decyzja o przedłużeniu umowy z Markiem Lebedew jest w pełni uzasadniona. Cieszymy się, że tej klasy fachowiec będzie nadal pracował w Jastrzębskim Węglu – mówi Adam Gorol, prezes zarządu Jastrzębskiego Węgla.

 

Jacek Kasprzyk: powiększenie i otwarcie ligi od przyszłego sezonu? To bardzo możliwe

 

SETKA_KASPRZYK-SP.mp4 - Preview
Jacek Kasprzyk, Prezes Profesjonalnej Ligi Piłki Siatkowej, Wiceprezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej udzielił Redaktor Marcie Pietrewicz z Polskiej Agencji Prasowej szerokiego wywiadu. Treść poniżej.

„Prezes Profesjonalnej Ligi Piłki Siatkowej Jacek Kasprzyk poinformował PAP, że już od sezonu 2016/17 możliwe jest otwarcie ekstraklas żeńskiej i męskiej oraz powiększenie ich po dwa zespoły. – Tak wyglądają zaawansowane projekty, ale ostateczne decyzje zapadną do końca maja – podkreślił.

– ORLEN Liga ma zostać powiększona do 14, a PlusLiga do 16 drużyn. Oczywiście wszystkie kluby, które będą chciały dołączyć do elity, będą musiały spełnić warunek sportowy, czyli być na miejscach 1-4 w tabeli 1. ligi, ale i sprostać także warunkom regulaminowym. Ostateczne decyzje zapadną w glosowaniu akcjonariuszy spółki PLPS S.A. – powiedział Kasprzyk.

Szef polskich rozgrywek siatkarskiej ekstraklasy chce, by od przyszłego sezonu liga została także otwarta, drużyny walczyły o utrzymanie, a zespoły z zaplecza dostały szansę na awans do elity.

– To także jest dyskutowane od jakiegoś czasu i wydaje mi się, że sprawa zmierza w dobrym kierunku, choć ostateczna decyzja będzie znana pod koniec maja. Między innymi rozważamy wariant, by w sezonie 2016/2017 dwie najsłabsze drużyny ekstraklasy automatycznie spadały na zaplecze, a z kolei trzecia od końca grała w barażu o utrzymanie. Chciałbym, by taki system wprowadzony został przynajmniej na trzy-cztery lata, a nie na jeden sezon – dodał Kasprzyk.

Oprócz jednak czynnika sportowego, czyli wysokiego miejsca w tabeli 1. ligi będzie trzeba spełnić także wymogi regulaminowe, m.in. mieć odpowiedni budżet, zaplecze, halę.

Decyzję o zamknięciu PlusLigi podjęto w 2011 roku, a ORLEN Ligi trzy lata później. Przekonywano, że dzięki temu m.in. sponsorzy chętniej będą wiązać się z klubami długoletnimi kontraktami, a na boiskach będzie pojawiać się coraz więcej młodych zawodników, bo zespoły nie będą bały się zaryzykować.

– Wówczas było to rozwiązanie optymalne. Teraz środowisko siatkarskie wyraźnie mówi nowym głosem, a ja jestem zwolennikiem tego, by w ten głos się wsłuchać i wszelkie decyzje podejmować wspólnie. Siatkówka to gra zespołowa i ważne jest funkcjonowanie w grupie. Staram się słuchać, co jest dla Polskiej Siatkówki najlepsze – podkreślił prezes PLPS.

Nie wiadomo jeszcze, jak będą wyglądały w przyszłym sezonie męskie rozgrywki. W tym zrezygnowano praktycznie całkowicie z fazy play off. Dwa najlepsze zespoły części zasadniczej powalczą później o złoty medal (w systemie do trzech wygranych), a trzecia i czwarta drużyna o brąz. – Ten system został stworzony na ten sezon, ze względu na potrzeby reprezentacji związane z systemem kwalifikacji olimpijskich do Rio. Chcieliśmy skrócić rozgrywki ligowe, by trener Stephane Antiga miał jak największy komfort pracy. Jak widać, okazało się to posunięciem słusznym, i za ten zdrowy kompromis dziękuję szefom klubów PlusLigi. Przebieg rywalizacji w PlusLidze, w tym sezonie był bardzo ciekawy. Tego się chyba nikt nie spodziewał, że jeden set zadecyduje o tym, kto zagra w finale. Po zakończeniu sezonu trzeba wszystko dokładnie przeanalizować i na razie żadnych decyzji o kształcie ligi w przyszłym sezonie nie ma – przyznał Kasprzyk.

Sezon 2016/17 będzie łatwiejszy, bo nie będzie przerw na kadrę.
– Dlatego początek rozgrywek ligowych planujemy na październik. Pewnie uda się większość kolejek rozegrać w weekendy. Liczę na to, że obciążenie grą w środy sprowadzi się do trzech, może czterech przypadków, a to pozwoli także na rozszerzenie fazy play off. Do jakich rozmiarów jeszcze zobaczymy – dodał.

Prezes PLPS nie chciałby za to, by o miejscu w tabeli decydowały najpierw zwycięstwa, a dopiero później punkty. W obecnym sezonie doszło do sytuacji, że trzecia PGE Skra Bełchatów ma więcej wygranych od Asseco Resovii Rzeszów, ale za to jest za nią, ponieważ ma mniej punktów.
– Takie zasady obowiązują od 15 lat i nikt nigdy tego nie negował. Prawie wszędzie obowiązuje taki system i się sprawdza. Po to właśnie trzy punkty dopisujemy przy zwycięstwach 3:0 i 3:1, a o jeden mniej przy wyniku 3:2. Wtedy przegrany dostaje także jedno oczko. To sprawiedliwe. Jeśli jednak środowisko uzna, że trzeba to zmienić i zostanie to przegłosowane, to oczywiście się dostosujemy, ale uważam, że nie jest to dobre rozwiązanie. Okazać się bowiem może, że punktacja 3, 2, 1 nie ma znaczenia. Dlatego optymalnym rozwiązaniem będzie: najpierw liczba punktów, potem liczba zwycięstw, dalej stosunek setów i wreszcie wynik bezpośrednich spotkań. Ostateczna decyzja należeć będzie do akcjonariuszy spółki PLPS S.A.  – podkreślił Kasprzyk.”

M.Sz.

ORLEN Liga: Developres SkyRes Rzeszów – KS Pałac Bydgoszcz 1-3

IMG_0004

W trzecim meczu o miejsca 9-12: Developres SkyRes Rzeszów przegrał z Pałacem Bydgoszcz. W pierwszym pojedynku w Bydgoszczy ekipa z Rzeszowa wygrała 3-1, kolejne dwa już w hali na Podpromiu wygrały bydgoszczanki 3-0 i 3-1.

Początek meczu ukladał się po mysli miejscowych, które wygrywały 8:3, ale szybko roztrwoniły przewagę. Bydgoszczanki doprowadziły do remisu 10:10. Od tego momentu trwała zaciętwa wlaka punkt za punkt. Od stanu 14:15 rzeszowianki zdobyły z rzędu sześc punktów i objęły prowadzenie 20:15, którego nie oddały już do końca.

II partię zdecydowanie lepiej juz rozpoczęły budgoszczanki. Po skutecznej zagrywce Weroniki Fojucik Pałac prowadził 8:3. Za chwilę bydgoszczanki zablokowały Agatę Skibę i powiekszyły dystans do 6 „oczek” (11:6) i do końca juz spokojnie kontrolując przebieg wydarzeń.

Trzeci set również na początku należał do Pałacu. W ekipie goście bardzo dobrze spisywała się grająca… na ataku Weronika Fojciuk, która w I secie zastapiła Jagodę Maternię. Pałac wygrywał 10:4, a po asie serwisowym Natali Misiuny 13:5. Na drugiej przerwie technicznej zespół trenera Adama Grabowskiego wygrywał 16:9. Rzeszowianki rozpoczęły mozolne odrabianie strat. Po ataku Magdy Jagodzińskiej, a za  chwilę po bloku Any Otasević przewaga Pałacu stopniała do 2 pkt (17:19). Na dalsze odrabianie strat ekipa z Bydgoszczy już rywalkom nie pozwoliła. Rzeszowianki miały spore problemy z przyjęciem zagrywki i nic dziwnego, że w końcówce seta nie miały juz zbyt wiele do powiedzenia. Miejscoe obronily trzy piłki setowe, ale przy kolejnej były juz bezradne.

IV set bydgoszczanki rozpoczęły od mocnego uderzenia prowadząc 5:1. Zespół trenera Jacka Skrok nie poddawał się i systematycznie odrabiał straty, wykorzytsując chwilowe problemy w przyjęciu rywalek. Zniwelował straty do jednego punktu 6:7 i przez chwile odżyły nadzeje nielicznych kibiców Developresu. Odpowiedź Pałacu była natychmiastowa. Siedem punktów z rzędu i prowadzenie 14:6. Bydgoszczanki wykazywały się dużą determinacją, nie było dla nich straconych piłek. Po skutecznej zagrywce Marleny Pleśnierowicz zespół z Bydgoszczy wygrywał już 17:6, a za chwilę po autowym ataku Magdy Jagodzińskiej 18:6. Taka przewaga dla rozbitego „Developresu” byla już nie do odrobienia.

 

 

Developres SkyRes Rzeszów – KS Pałac Bydgoszcz 1-3 (25:21,16:25, 21:25, 13:25)

MVP meczu: Marlena Pleśnierowicz

Statytsyki z meczu: http://stats.orlenliga.pl/MatchStatistics.aspx?ID=1035&mID=26511&Page=S

M.Sz.

CEV: PGE Skra Bełchatów – Zenit Kazań 0:3

IMG_0004

Mimo kompletu publiczności i fantastycznej atmosfery na trybunach gospodarzom nie udało się powstrzymać graczy z Kazania. PGE Skra przegrała 0:3 i sny o awansie do Final Four Ligi Mistrzów musi odłożyć do następnej edycji.

Obie drużyny występują w najsilniejszych składach. Polaków dopinguje 12500 widzów. Pierwszy set to znakomita dyspozycja graczy z Kazania w polu serwisowym i kłopoty bełchatowian z dokładnym przyjęciem zagrywki. To wszystko spowodowało, że Rosjanie wyszli na kilkupunktowe prowadzenie i cały czas kontrolowali przebieg gry. Spore wrażenie mogła robić dyspozycja Wilfredo Leona, który efektownie atakował i zdobywał punkty zagrywką. Skra musi się pozbierać, wytrzymać napór rywali i zacząć skuteczniej walczyć. Pełna Atlas Arena wierzy, że to jest możliwe.

Drugi set to bardzo zacięta i widowiskowa walka. Obie drużyny bardzo mocno zagrywały i stawiały na siłę ofensywną. Prawie cały czas trwała walka punkt za punkt, jednak w ekipie Zenita rozegrał się Maksym Michajłow, który kończył najważniejsze akcje i kontry. Bełchatowianie walczyli, bronili, nękali Rosjan, jednak ostatecznie to okazało się niewystarczające – Zenit wygrał do 23 i od Final Four w Krakowie dzieli go w tym momencie tylko set. Tyle tylko, że PGE Skra w tym sezonie wiele razy pokazywała, że potrafi w niesamowity sposób odwracać losy meczów.

Trzeci set źle się zaczął dla bełchatowian – przegrywali 3:8. Na boisku pojawił się Marcel Gromadowski, wszedł także Andrzej Wrona, a trener Miguel Falasca zdecydował się także na powrót Kacpra Piechockiego. To jednak na niewiele się zdało, bo rosyjska ekipa była bardzo pewna swego. Nawet w bardzo trudnych sytuacjach gracze Władymira Alekny wybierali optymalne rozwiązania i punktowali PGE Skrę. Na tak grający Zenit nie udało się znaleźć sposobu.

Rosyjska ekipa awansowała do Final Four, w półfinale zmierzy się z mistrzami Polski Asseco Resovią Rzeszów. Bełchatowianom, którym należą się brawa za walkę w dwumeczu z Zenitem, została walka o udział w wielkim finale PlusLigi.

Statystyki meczu: http://www.cev.lu/Competition-Area/MatchStatistics.aspx?ID=27871

Autor: Kamil Składowski, fot. Adrian Sawko

M.Sz.