PlusLiga: rekord w historii rozgrywek – aż siedmiu trenerów spoza Polski

clip_image002

W ostatnich dniach szkoleniowcem ekipy MKS Banimex

Będzin został Roberto Santilli. W swoim debiucie zagra przeciwko swej byłej ekipie Jastrzębskiemu Węglowi, który prowadzi innych Włoch – Roberto Pizza

Czy to zatrzęsienie obcych szkoleniowców wyjdzie polskiej lidze na zdrowie?

Wydawało się, że po zamknięciu PlusLigi, czyli braku sportowych spadków praca trenerów będzie bezpieczna niczym państwowe obligacje. Ten sezon pokazuje, że nic

bardziej mylnego – żadna z ekip nie chce zajmować ostatnich miejsc, dlatego też doszło już do trzech zmian szkoleniowców w Częstochowie, Olsztynie i teraz Będzinie.

Co ciekawe, po raz kolejny okazało się, że zagraniczni trenerzy przestali być tak wybredni jak kiedyś, gdy do Polski trafiali tylko do czołowych ekip. Przeciwnicy myśli

szkoleniowej z eksportu mówili, że w najlepszych klubach szefem drużyny mógłby zostać nawet kierowca autobusu i też by sobie poradził. Z zazdrością mówili, że

zagraniczni trenerzy pewnie nie daliby rady w biedniejszych klubach.

– Wiele się zmieniło w PlusLidze od czasów, gdy pierwszy raz tu przyjechałem w 2007 roku – wspomina Stantilli. – Opowiadałem Roberto, jak bardzo ta liga się zmieniła w ostatniej dekadzie. Gdybyśmy mieli przyznać mistrzostwo świata za tempo zmian w rozgrywkach, to wy je byście otrzymali, a nie żadni Włosi, Rosjanie czy Turcy. Takiego skoku nikt nie zrobił – przyznaje włoski trener, a to chyba najlepiej tłumaczy dlaczego zdecydował się podjąć pracy w ostatniej ekipie PlusLigi. – Na razie podpisaliśmy umowę do końca rozgrywek, z opcją przedłużenia. Jeśli w Będzinie działacze będą tak ambitni, jak mi zapowiadają, a projekbędzie ciekawy to ja na pewno będę gotów pozostać. A jeśli chodzi o to, dlaczego przyszedłem do ostatniej ekipy w lidze to odpowiedź jest prosta: Polska to w tej chwili samo centrum światowej siatkówki. O ile jeszcze w 2007 roku moja decyzja o wyjeździe do waszego kraju była odebrana w Italii ze ździwieniem, o tyle teraz wielu włoskich trenerów marzy o pracy nad Wisłą i nikt mi się już nie dziwi – dodaje Santilli, który jest jednym z czterech włoskich trenerów w PlusLidze (Andrea Gardini, Andrea Anastasi, Piazza).

To zainteresowanie zagranicznych trenerów nawet ostatnimi w tabeli ekipami PlusLigi wystawia naszej lidze jak najlepsze świadectwo, pokazuje jak jest atrakcyjna uważa były selekcjoner Ireneusz Mazur. – Zawsze byłem zwolennikiem polskich szkoleniowców, co chyba jest oczywiste, lecz nie jestem zaślepiony i rozumiem, że zagraniczni też wnoszą wiele dobrego, jak choćby Anastasi w Gdańsku. Z drugiej jednak strony nie zawsze rozumiem i zgadzam się z decyzjami działaczy, którzy chyć zbyt pochopnie zwalniają trenerów, tak jak to miało miejsce w Olsztynie czy Będzinie. Czy to na pewno tylko szkoleniowcy odpowiadali za wyniki, czy może raczej wysokość budżetu i transfery? Czy nie lepiej było poczekać na koniec sezonu i wtedy dokonać rozliczeń – pyta Mazur, ostrzegając że napływ zagranicznych szkoleniowców może bardzo utrudnić odkrywanie trenerskich talentów z Polski. Zwyczajnie zabraknie miejsc, bo skoro łakomymi kąskami są już ostatnie ekipy z tabeli to znaczy, że rynek w Europie bardzo się skurczył – dodaje. Bardzo prawdopodobne, że Mazur ma rację, bowiem wielu włoskich szkoleniowców czeka na oferty pracy, wolny jest także np. Raul Lozano, który jasno dał do zrozumienia iż chce pracować w Polsce. Być może wolnym trenerem będzie także po sezonie Daniel Castellani, który może zakończyć swoją pracę w Fenerbahce Stambuł. Wszystko wskazuje, że zagraniczni trenerzy nadal będą kontratakować PlusLigę i mogą w niej zyskać przewagę liczebną nad szkoleniowcami znad Wisły.