PZPS: Janusz Pindera z Berlina: Drugi krok do Rio

173608_CEV-OQM_20160107-184024

Polscy siatkarze są już w półfinale turniej kwalifikacyjnego w Berlinie po wygranej z Belgią 3:0. Jutro (20.00) mecz z Niemcami o pierwsze miejsce w grupie.

– Najważniejsze, że wygraliśmy, choć porażka w drugim secie była bliska – mówili w krótkich rozmowach z dziennikarzami, już po zakończeniu tego spotkania polscy siatkarze. Popełnili w tej partii 15 błędów i choć prowadzili 11:6 (pierwszego seta wygrali wyraźnie 25:20), szybko tą przewagę roztrwonili i to Belgowie mieli kilka setboli. Ale prawdziwi mistrzowie potrafią rozwiązywać problemy i tak właśnie było w Max Schmeling Halle. Utracona wcześniej koncentracja wróciła i set został uratowany choć walka była zacięta do samego końca. Rywale prowadzili 24:22, ale Polacy wyrównali (24:24). Później do remisu (26:26 i 28:28) doprowadzali Michał Kubiak i Bartosz Kurek, a do stanu 29:28  Rafał Buszek, o którym Stephane Antiga powiedział, że nie było przypadku w tym, że grał od początku zamiast Mateusza Miki, bo takie były preferencje taktyczne. Na koniec Belgowie nie wytrzymali nerwowo, popełnili błąd i set był już nasz (30:28). Kubiak (15 pkt w meczu) w swoim stylu mówił, że liczy się końcowy wynik, więc nie ma sensu rozdzielać włosa na czworo. Mniej więcej to samo, choć innymi słowy, Karol Kłos, który zdobył 12 pkt i był trzecim punktującym, po Kurku (20) i Kubiaku w naszej ekipie. Stephane Antiga nie ukrywał zadowolenia z gry libero, szczególnie broniącego Damiana Wojtaszka. Pamiętam co mówił po pierwszym wygranym meczu z Serbią: Wojtaszek będzie jeszcze lepszy. Faktycznie był, podbijał wszystko, ale trzeba też oddać Zatorskiemu, że trzymał przyjęcie tak, jak powinien. Cieszy dobra forma Kurka, który atakował ze skutecznością 59 procent. Wyraźnie nabiera też jakości gra Kubiaka (75 proc w ataku), co cieszy szczególnie w kontekście półfinałów i meczów decydujących o olimpijskim awansie.

Ważne, że Antiga i Philippe Blain mogą liczyć na zmienników, co podkreślają fachowcy. Nie wszyscy mają takie możliwości, a turniej jest przecież piekielny. Najlepsi zagrają w sześć dni pięć spotkań. – Dlatego tak ważne, że nie tracimy niepotrzebnie setów – mówi Karol Kłos. – Zaoszczędzona energia przyda się we właściwym momencie – dodał nasz środkowy.

Trzecia partia meczu z Belgią była  najkrótsza (26 min), choć w początkowej fazie rywale próbowali jeszcze walczyli, ale później rozsypali się jak domek z kart i przegrali do 19. Mogą się już pakować, wracają do domu, podobnie jak Serbowie, ale jeszcze na pożegnanie zagrają jutro ze sobą.

Autor/Źródło: Janusz Pindera z Berlina

M.Sz.