FIVB: Lloy Ball

clip_image001

– Codziennie myślę o dniu, w którym zakończyłem karierę. Urodziłem się po to, aby zostać siatkarzem – to słowa jednego z najbardziej utytułowanych rozgrywających wszech czasów. Lloy Ball w rozmowie wspominał swoją siatkarską karierę, opowiadał o swoich obecnych zajęciach, komentował bieżące wydarzenia, a także snuł plany swojej trenerskiej przyszłości.

plusliga.pl: Czy może Pan opowiedzieć o tym jak wygląda pańskie życie po zakończeniu kariery sportowej?
Lloy Ball: Od czasu przejścia na sportową emeryturę paradoksalnie jestem bardzo zajęty. Uruchomiłem siatkarski klub dla 300 dzieci. Jestem trenerem zespołu futbolowego mojego syna i siatkarskiej drużyny mojej córki. Pomagam mojemu ojcu, Arniemu Ballowi prowadzić jego uniwersytecki klub, IPFW. Mam także mały biznes metalowy i jestem jednym z wolontariuszy w lokalnym programie czytania dla dzieci. Nie zrezygnowałem do końca z grania w siatkówkę, występuję w półprofesjonalnej drużynie w rozgrywkach amerykańskiej pro ligi – PVL. Moja drużyna nazywa się Team Pineapple. Gram tam razem z zawodnikami, którzy reprezentowali kiedyś mój uniwersytet i kilkoma profesjonalnymi siatkarzami.
– Osoby śledzące Pana na Twitterze mogą kojarzyć nazwę Team Pineapple. Czy może Pan powiedzieć coś więcej na temat tego projektu?
– Team Pinapple to nazwa mojej linii odzieżowej, klubu siatkarskiego juniorów, zespołu występującego w ramach PVL a także obozów, które organizuję.
– W tej chwili szkoli Pan młodzież. Czy może Pan sobie wyobrazić siebie jako zawodowego trenera? Jeśli tak jakim trenerem byłby Lloy Ball – impulsywnym jak Rezende, spokojnym jak Alekno, czy może przyjacielskim jak Anastasi?
– Kiedy moje dzieci nieco podrosną możliwe, że zostanę zawodowym trenerem. Moja żona z wielką chęcią wróciłaby do Europy. Jako szkoleniowiec byłbym kombinacją wszystkich trenerów dla których grałem w swojej karierze. Miałbym wiele energii i pasji jak Hugh McCutchen, byłbym najlepiej przygotowanym trenerem jak Doug Beal. Prowadziłbym mądrze swój zespół jak Władimir Alekno i wymagałbym wykorzystywania w 100% każdej nadarzającej się sytuacji jak mój ojciec, Arnie Ball.
– Kiedy pański ojciec trenował zespół, w którym Pan występował? Jaki był dla Pana jako szkoleniowiec?
– Mój ojciec był trenerem mojego zespołu uniwersyteckiego, broniłem jego barw w latach 1990-1994. To on mnie nauczył, że muszę dawać z siebie 100% na każdym treningu, meczu, siłowni i wszystkich innych zajęciach. Trzymałem się tej reguły zarówno w życiu prywatnym jak i sporcie. To właśnie dzięki niemu grałem z tak wielką pasją.
– Czy trenując swoje dzieci jest Pan podobny do swojego ojca?
– Jako trener jestem taki sam jak mój ojciec i to zarówno kiedy trenuję swoje dzieci, jak i inne. Jestem surowy, ale sprawiedliwy. Zawsze będę wymagał wyłącznie najlepszych osiągnięć. Będę krzyczał i wrzeszczał jeśli moi zawodnicy nie będą do tego dążyć, ale kiedy dadzą z siebie wszystko będę chwalił i gratulował.
– Jeśli zacznie Pan zawodową karierę trenerską to w jakim kraju chciałby Pan prowadzić zespół?
– Chciałbym zacząć pracę w kraju, w którym dobrzy, młodzi zawodnicy potrzebują wiedzy o siatkówce i kogoś kto wskaże im drogę do tego, aby osiągać najwyższe cele. Myślę, że dobrym miejscem na rozpoczęcie trenerskiej kariery byłaby Polska, Włochy, Grecja, Rosja lub Hiszpania. Wydaje mi się, że wśród tych krajów faworyzowałbym Włochy, ponieważ mieszka tam i pracuje wielu wspaniałych trenerów od których mógłbym się sporo nauczyć.
– Matthew Anderson wrócił do Kazania po tym jak miał pewne kłopoty ze sobą. Czy to może być związane z tym, że liga rosyjska jest tylko dla zawodników silnych nie tylko fizycznie, ale też psychicznie? Czy po takim powrocie Matt może się stać silniejszym zawodnikiem?
– Bardzo lubię Matta Andersona, to niesamowicie utalentowany siatkarz. Mimo wszystko nie zgadzam się z jego decyzją o opuszczeniu Kazania. Klub poświęca zawodnikom wiele energii, czasu i pieniędzy. Uważam, że my jako zawodnicy jesteśmy winni to samo klubowi. Ja kochałem Rosję. Życie w Rosji, Polsce, Grecji czy gdziekolwiek indziej poza granicami USA jest trudne. Zawodnicy muszą przyjąć te warunki i zmagać się z problemami. Trzeba spróbować dopasować się do nowej kultury. Nie wiem czy ten powrót w jakiś sposób umocni Matta, to zweryfikuje czas.
– Zespół z Kazania zdecydował się także na zmiany na rozegraniu. Benjamin Toniutti zakończył swoją krótką przygodę z Zenitem, ponieważ w klubie pojawił się Maruf. Jak ocenia Pan potencjał tych dwóch siatkarzy?
– Myślę, że obaj są dobrymi rozgrywającymi, jednak zbyt niskimi. Nie znam ich osobiście, więc nie mogę zbyt wiele powiedzieć na ich temat. Wiem jednak, że rozgrywający musi być silny psychicznie aby grać w Kazaniu. Oni wymagają najlepszych wyników i nie będą się zadowalać niczym innym. Dlatego właśnie tak kochałem to miejsce.
– Wiele ciepłych słów wysyła Pan w kierunku Kazania. Czy jest to miejsce, z którym ma Pan najlepsze wspomnienia z czasów sportowej kariery?
– Tak, Kazań był moim ulubionym klubem, już tłumaczę dlaczego. Zenit był bardzo zbliżony do zespołów z NBA czy NFL pod względem organizacji. Wszystko było z najwyższej półki – sale sportowe, trenerzy, prezesi, stroje, podróże hotele… To wszystko łączyło się z bardzo wysokimi oczekiwaniami. Niektórzy zawodnicy tego nie lubią, nie chcą grać z tym stresem i presją wyniku, ale ja to uwielbiałem. Wiedziałem, że porażka nie jest akceptowalna, że musimy wygrać trofeum co roku. To spowodowało, że grałem najlepszą siatkówkę jaką mogłem. Wygrałem 8 pucharów przez 5 lat spędzonych w Kazaniu i to był najlepszy okres w całej mojej karierze! Poza tym poznałem Rosjan, którzy byli dla mnie bardzo mili i doceniali moje wysiłki. Mogłem grać ze wspaniałymi zawodnikami takimi jak: Tetiuchin, Kazakow, Bogomołow, Apalikow, Jegorczew… i jestem szczęśliwcem, który może nazwać ich swoimi przyjaciółmi.
– Śledząc pańskiego twittera wiem, że obserwuje pan poczynania reprezentacji Stanów Zjednoczonych. Co Pan sądzi o potencjale całego zespołu i ich nowym rozgrywającym – Micah Christiansenie? Sprawia wrażenie utalentowanego siatkarza, jednak jest też nieco nieśmiały, nie wydaje się urodzonym przywódcą jak Pan…
– Uważam, że zespół jest w tej chwili bardzo silny. Jedyne czego im brakuje to zawodnika lub dwóch, którzy przejęliby kontrolę nad biegiem wydarzeń, kiedy drużyna jest w trudnej sytuacji. To jest coś czego mogą i powinni się nauczyć. Micah jest świetnym, młodym rozgrywającym, bardzo mu kibicuję i mam nadzieję, że jego kariera rozwinie się w dobrym kierunku. Widzę go jako zawodnika, który przez następne 10 lat będzie prowadził kadrę do kolejnych zwycięstw.
– W pewnym momencie swojego życia musiał Pan wybrać między trenowaniem siatkówki a grą w koszykówkę. Czy zastanawiał się Pan kiedyś jak potoczyłoby się pańskie życie gdyby wybór padł na ten drugi ze sportów?
– Wydaje mi się, że to by niczego nie zmieniło, niezależnie od tego który ze sportów bym wybrał, moje życie i tak byłoby wspaniałe.
– Większość swojej kariery spędził Pan w Europie, czy po powrocie do domu jest Pan rozpoznawalną osobą?
– Właściwie nikt spoza świata siatkówki i mojego rodzinnego miasta nie wie kim jestem. Uważam, że to dobrze i podoba mi się to jakie jest teraz moje życie.
– Czy odejście na sportową emeryturę było dla Pana trudną decyzją?
– Codziennie myślę o dniu, w którym zakończyłem karierę. Tęsknię za tym i zawsze będę. Urodziłem się po to, aby zostać siatkarzem. Kochałem każdy dzień swojego życia jako rozgrywającego – każdy trening na siłowni i w hali, każdą odprawę taktyczną, każdy mecz! Kochałem grać przy trybunach pełnych ludzi. Kochałem dostarczać im rozrywkę.
– Kiedy był Pan siatkarzem wiązało się to z ciągłym podróżowaniem. Czy jest to coś czego teraz Panu brakuje?
– Jeśli chodzi o podróżowanie to nie tęsknie za tym. Kiedy stawałem się coraz starszy moje ciało nieco gorzej znosiło długie podróże samolotami czy pociągami, coraz trudniej było mi się zregenerować. Poza tym, ciągle wyjeżdżając bardzo tęskniłem za swoimi dziećmi…
– Czy żałuje Pan, że nie dane było zagrać Panu w którejś z lig lub u boku któregoś z zawodników?
– Miałem to szczęście, że dane było mi zagrać z najlepszymi siatkarzami na świecie. Jeśli chodzi o ligi to, mogłem jeszcze odwiedzić polską ekstraklasę ze względu na wspaniałą atmosferę jaka panuje w tym kraju wokół siatkówki i w Hiszpanii ze względu na to, że bardzo odpowiadałaby mi tamtejsza pogoda.

/autor: Cezary Makarewicz/